niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział IV

       Wiedziałam, że to co robię to głupota, ale czy miałam inne wyjście? Przemierzałam obcą dla mnie gęstwinę krzaczastych drzew i paproci starając się nie zbaczać z małej leśnej drogi, którą się kierowałam. Chwila... jakiej drogi? Zerknęłam w dół i przykucnęłam. Dotknęłam ochłodzonego gruntu z nadzieją, że wyczuję piasek, jednak moja dłoń wędrowała teraz po polu pełnym ostrej, niemal wysuszonej trawy. Wstałam i przeszłam kilkanaście metrów z nadzieją, że gdzieś tutaj musi być jeszcze droga, ale na próżno. W miarę jak się oddalałam, trawa rosła coraz wyżej. W pewnym momencie sięgała mi do kolan.
- Nie...
        Wstałam pełna rozczarowania i zaczęłam iść na oślep.
        Czy gdybym została tam gdzie byłam z rozhisteryzowanym do granic możliwości blondynem, to coś by to zmieniło?... Tak, przynajmniej mógł by ci wskazać drogę, ty głupia lekkomyślna dziewczyno, odpowiedziała wewnątrz jakaś cząstka mnie. Nie, może gdybym...
        Nagle potknęłam się o jakiś perfidnie wystający ostry kamień, co położyło kres moim żenującym przemyśleniom. Podniosłam się i rozejrzałam dookoła. Znajdowałam się na skrzyżowaniu. Skrzyżowaniu? Przecież to dziki las! Jednak wyraźnie widziałam wydrążone w ziemi ślady od kół samochodów.
        Mój instynkt podpowiadał mi, że to nie za dobrze. Ślady kół, oznaczają, że niedaleko jest gdzieś człowiek, a co za tym idzie - strażnicy. Nie wiem, co by mi zrobili, gdyby zobaczyli mnie samotnie chodzącą po lesie. 
        Ten pomysł można dodać do listy moich najbardziej nieudolnych i nieprzemyślanych planów, ale ogarnęła mnie taka senność, że nie ważne w obliczu jakiego niebezpieczeństwa się znajdowałam, musiałam się położyć. Teraz.
        Wspięłam się na najbardziej przystępne na miarę możliwości drzewo, po czym oparłam się o szeroką gałąź. Na szczęście nie muszę się martwić o zabezpieczenie, bo zawsze noszę przy sobie mój brązowy skórzany pasek, tak na wszelki wypadek. W tej chwili okazał się być niezbędny. Oplotłam go wokół siebie i gałęzi, po czym zapięłam.
        Tak jak się spodziewałam, sen przyszedł bardzo szybko...

                                                             *
     
       Obudziłam się na ziemi z bólem pleców. Spadłam z drzewa. Cudownie.
        Mój pasek, który zwisał teraz bezwładnie z gałęzi, jednak nie okazał się być tak niezbędny, jak sądziłam.
        Nagle z oddali usłyszałam jakieś głosy. Wyjrzałam trochę za drzewo i omal nie zamarłam. Trzech strażników oddalonych jakieś kilkanaście metrów ode mnie, zmierzało w moją stronę.
        Zanurkowałam w gęste krzaki.
- Nie wierzę, że jesteś aż tak głupi, żeby myśleć, że ona gdzieś tu się nadal kręci. - usłyszałam szorstki męski głos.
- Gdyby była gdzieś w wioskach, to przecież ludzie by ją zauważyli. - odezwał się drugi.
- Przecież uciekła głęboko w las, ty bezmózgi kretynie! Pomyśl, gdybyś był zagubioną dwudziestolatką, to poszedł byś do ludzi w obcym miejscu, którzy prawdopodobnie na twój widok uznaliby cię za intruza, albo szpiega z Kastargradu i wydali by cię władzom? - rzekł ten pierwszy, jeszcze bardziej poirytowany.
- Miała opaskę. - odpowiedział jakiś trzeci cichy głos.
        Ten głos wydał mi się dziwnie znajomy, jakbym kiedyś go gdzieś słyszała...
         Bo słyszałam, niespełna wczoraj.
        Wychyliłam się lekko. Mężczyźni stali niebezpiecznie blisko mnie. Jednak, miałam rację. Złote blond włosy połyskiwały mu na słońcu. Reszta patrzyła się na niego groźnym wzrokiem.
- Właśnie, skoro to ty wczoraj nawaliłeś, to może powinieneś postarać się być odrobinę bardziej pomocny w tej sprawie? Więc, jakieś sugestie?
        Blondyn pokręcił głową.
- No świetnie, więc co powiemy Rissowi?

        Moją uwagę od nich odwrócił mały rudy lis. Właśnie pochylił głowę w stronę ziemi, żeby wyczuć jakiś trop. Nagle podniósł łebek i ujrzałam jego ciemne szkliste przenikliwe oczy, które wpatrywały się we mnie uporczywie. Podreptał trochę w moją stronę, przystanął niepewnie nadal mi się przypatrując, po czym ponownie wykonał kilka kroków.
- Idź sobie! - pisnęłam. - zwrócisz ich uwagę!
        Małe nierozumne stworzenie niestety nie mogło pojąć sytuacji. Przydreptało szybko i wskoczyło mi na kolana. Modliłam się, żeby teraz siedziało w bezruchu.

- Sprzeczki nie mają sensu, chodźmy lepiej w tamtą stronę. - rzekł jeden z mężczyzn.
- Wiesz co nie ma sensu? To, żebyśmy właśnie tam szli. - usłyszałam odpowiedź drugiego.

        Lis kręcił się cały czas, po pewnym czasie zaczął gryźć mnie w palce. W pewnym momencie ugryzł mnie tak mocno, że z mojego gardła wydarł się zduszony pisk.
        Zakryłam usta.

- Słyszeliście?
Strażnicy zaczęli się rozglądać.
- To dochodziło z tamtych krzaków. Młody, idź sprawdź co to było.

        Siedziałam cicho w krzakach przygotowując się na najgorsze. Serce zaczęło podchodzić mi do gardła. Tak właśnie zakończyła się moja dzika przygoda w lesie.
        Coś zaszeleściło i moje oczy ujrzały chłopaka, który niespełna wczoraj próbował strzelić sobie kulkę w łeb. Gdy mnie zobaczył, odskoczył lekko i zrobił chyba najdziwniejszą minę jaką w życiu widziałam. Wyrażała ona zarówno zaskoczenie, jak i strach oraz zawstydzenie.

- Czego się tam tak przestraszyłeś? - usłyszałam głos.

Patrzyłam mu prosto w oczy. Po chwili przytknęłam palec do ust, nadal nie spuszczając z niego wzroku.

- Nic tu nie ma. - chłopak posłał mi ostatnie spojrzenie, po czym zasłonił mnie gałęziami i odszedł w stronę strażników. - To tylko młody lis.
- Dobra, nic tu po nas. Wracajmy.

        Kamień spadł mi z serca. Przeczekałam kilka minut, aż strażnicy znikną z zasięgu mojego wzroku i zerwałam się na nogi po chwili biegnąc już w przeciwną stronę. Nie zatrzymywałam się choćby na minutę, moje myśli były teraz skoncentrowane ku temu, żeby jak najdalej stąd uciec. Odwróciłam się za siebie. Nagle usłyszałam brzęczenie i poczułam ostry ból w głowie. Upadłam.
        Wstałam z ziemi, zdając sobie sprawę, że uderzyłam się o metalową bramę, która nagle się przede mną otworzyła.
        Przez dłuższy czas zastanawiałam się co zrobić. Jeśli zawrócę - będzie źle. Jeśli przejdę przez bramę nie mając zielonego pojęcia, co może mnie zaskoczyć po drugiej stronie - będzie jeszcze gorzej.
- Coś czuję, że będę tego żałować...
Wybrałam drugą opcję.





     











6 komentarzy:

  1. Fajnie piszesz, masz ciekawe pomysły, chyba będę czytać :)
    W wolnej chwili zapraszam do mnie: http://rebella46.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, ale super blog!
    Na maxa wciągający!
    Rozdział niesamowity!
    Dawaj szybko next! ;)
    Pozdrawiam ;*
    ~Iggy :)
    PS.Zapraszam do mnie :) http://lovemelikethat-r5.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Siemka ! Na wstępie przepraszam ,że komentuję dopiero teraz ;-;
    Szkoła ,choroba itd. itd.
    A więc rozdział wohohoh... świetny !
    Bardzo ciekawy. Już myślałam ,że on ją wyda czy coś ;-; A tu takie zaskoczenie... Liszek szłodki *O*
    Choć przez niego mogli jej coś zrobić ;-;
    Z niecierpliwością czekam na kolejny.
    Życzę dużo wolnego czasu , weny i powodzenia w szkole ; d
    Zapraszam do siebie na : igrzyskaaaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Pomyśl może nad kontynuowaniem bloga? Wiem, że ciężko, ale jak cierpieć to razem ;)
    przezstrony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawy blog ;) Na pewno zacznę wgłębiać się w historię!

    Odwiedź mój!
    http://56igrzyskaglodowe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę się obawiam, że jak ten rozdział pochodzi z 2014 roku, a do dzisiaj powstało ich zaledwie siedem, to może się okazać, że tej historii nigdy nie skończysz. A ja nie lubię porzuconych opowiadań, zawsze mnie serce boli. Ale skoro już zaczęła, to przeczytam, co mi tam dane.

    Tutaj nie mam nic szczególnego do powiedzenia, wciąż ciekawi mnie, co tam będzie dalej, zwłaszcza że ona naprawdę nawiała :D Trochę to zabawne, zwłaszcza w kontekście tego strażnika, co chciał się zabić.

    Na razie tyle
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń