Nagle moim oczom ukazał się średniej wielkości dom z drewnianych bali. No cóż, cofam ten fakt, kiedy mówiłam o wielkiej rezydencji.
Podeszłam bliżej.
Tutaj właśnie kończył się żywopłot, a zaczynała mała piaskowa dróżka prowadząca do werandy. Zaczęłam bardziej przypatrywać się miejscu i po chwili spostrzegłam, że jednak nie jestem tutaj sama. Na krześle przy stoliku siedział lekko zgarbiony chłopak. Kiedy zaczęłam przyglądać mu się uważniej, zauważyłam że gra w karty. Jednak były one ustawione w jakimś dziwnym, nielogicznym i niezrozumiałym dla mnie szyku. Właśnie oparł zamyśloną twarz na lewym ramieniu, a na jego czole pojawiła się lekka zmarszczka. Zdaje się, że myślał o czymś intensywnie.
W końcu zebrałam się na odwagę i zaczęłam iść w jego kierunku, ale albo mnie nie widział, albo mnie ignorował, bo kiedy wchodziłam po trzeszczących schodach werandy nawet nie podniósł głowy. Stojąc jakieś dwa metry od niego byłam w stanie bardziej przyjrzeć się jego twarzy. Miał kasztanowe włosy, bladą cerę i delikatny mały nos. W dodatku całkiem smukłą sylwetkę.
Dopiero teraz raczył na mnie spojrzeć, a ja ujrzałam jego ciemnoniebieskie przenikliwe oczy. Zaczęłam zastanawiać się czy się nie odezwać, ale w tej chwili chłopak mnie wyręczył.
- Co taka przeciętna dziewczyna robi w takim nieprzeciętnym miejscu? - zapytał nadal nie wstając od krzesła.
Otworzyłam usta, aby coś z siebie wydusić, ale on znowu mi przerwał.
- Chwila, chwila. Gdzie twój strażnik? Taka twarda z ciebie sztuka, że już udało ci się go wykurzyć? - szatyn zaczął się śmiać. - Jestem Jess. - wyciągnął rękę, burząc przy tym swoją abstrakcyjną karcianą konfigurację.
Trochę dziwny, pomyślałam. Niepewnie podałam rękę dopiero co poznanemu chłopakowi patrząc mu prosto w oczy, gdy nagle usłyszałam jakiś stary skrzeczący kobiecy głos dobiegający ze środka domu:
- Jason! Obiad!
Spojrzałam na szatyna powściągliwym wzrokiem unosząc brwi do góry.
- No dobra, dobra... - ułożył ręce w otwartej pozie. - Jestem Jason, ale wolałbym jednak, żebyś mówiła do mnie "Jess". - lewy kącik jego ust lekko powędrował ku górze.
- Załatwione. - również się uśmiechnęłam.
Po chwili zrzędliwy głos kobiety znowu się odezwał.
- Jason, ty chuliganie, znowu każesz mi czekać pół dnia?
Przewrócił oczami i przeczesał włosy opadające mu na czoło.
- Więc mówiłaś już jak się nazywasz?
- Nie, jestem L...
- L Bardzo ładne imię
- Ale ja jestem L...
- Doskonale to rozumiem, L. - położył mi rękę na ramieniu.
- Jason... ty nędzny próżniaku...
- Babciu, uwierz mi, że rozmowa z dziewczyną, która stoi dokładnie przede mną na naszej werandzie jest zdecydowanie lepszą rozrywką niż jedzenie twojej wodnistej zupy z kaczych nóżek.
- Co? Czy tutaj jest jakieś dziewczę?
Drzwi się uchyliły i w przedsionku ukazała się stara siwowłosa kobieta z lampą naftową w ręku.
- Babciu... przypominam ci już dzisiaj piąty raz z rzędu, że jeszcze jest dzień.
- Kobieta zlustrowała wzrokiem lampę, po czym odstawiła ją na mały drewniany stolik.
Jess lekko nachylił się w moją stronę.
- Cierpi na demencję. - szepnął do mnie.
Kiwnęłam głową w geście zrozumienia. Starsza pani podniosła na mnie wzrok.
- Hmmm... a więc to ty jesteś tą dziewczyną. No... a myślałam, że już się ciebie nie doczekamy. Wejdź do środka dziecko, śmiało. - zachęciła mnie wskazując ręką drzwi. - Tylko szybko, bo zupa wystygnie. Jason, nie wlecz się tak i pomóż zamknąć drzwi starszej kobiecie, przecież wiesz jak ciężko się zamyka tę wielką masę drewnianej kłodziny... jak zwykle nie ma z ciebie żadnego pożytku.
Kiwnęłam głową w geście zrozumienia. Starsza pani podniosła na mnie wzrok.
- Hmmm... a więc to ty jesteś tą dziewczyną. No... a myślałam, że już się ciebie nie doczekamy. Wejdź do środka dziecko, śmiało. - zachęciła mnie wskazując ręką drzwi. - Tylko szybko, bo zupa wystygnie. Jason, nie wlecz się tak i pomóż zamknąć drzwi starszej kobiecie, przecież wiesz jak ciężko się zamyka tę wielką masę drewnianej kłodziny... jak zwykle nie ma z ciebie żadnego pożytku.
Wchodząc do środka spostrzegłam, że dom jest umeblowany w nieco staromodnym stylu, ale zdecydowanie są tutaj lepsze warunki, niż u nas w Gradheim. Na prawo od schodów usytuowana była kuchnia. No proszę, nawet lodówka w miarę dobrze działa, pomyślałam. Po lewej stronie znajdował się stół z sześcioma siedzeniami i obrusem, lekko poplamionym konfiturami, a gdy szło się jeszcze dalej za tą małą prowizoryczną jadalnię, można było znaleźć się w całkiem przytulnym salonie z beżową miękką kanapą, telewizorem, regałem na książki i dużą ilością rozmaitych roślin, których nigdy wcześniej nie widziałam. To było chyba na bardziej oświetlone miejsce w tej ponurej małej chatce, jednak nie miałam na co narzekać. W porównaniu z moim wcześniejszym domem tutaj czułam się już jak jedną nogą w niebie.
- Siadajcie. - nakazała starsza pani wlewając do misek przygotowany przez siebie płyn o tajemniczej zawartości.
Zajęłam miejsce, a Jess usiadł obok mnie. Odwróciłam się w drugą stronę i o mało nie zamarłam. Nagle nie wiadomo skąd przede mną pojawiła się jakaś dziewczynka. Na oko miała może z dwanaście lat, pewnie była w podobnym wieku co Prim.
Prim... poczułam nagły ucisk w klatce piersiowej i dławienie w gardle.
- Nie bój się jej, to Raven, młodsza siostra Jasona. - ochrypiały głos kobiety przywrócił mnie do rzeczywistości.
- Nie boję się jej, po prostu lekko mnie zaskoczyła. - odparłam.
- Często ma tendencję do pojawiania się znikąd i straszenia ludzi. - kobieta zaśmiała się, a jej głos był niski i dudniący.
- Jak widmo. - skwitował Jess. - Z tym, że zjawia się tylko wtedy, gdy czuje zapach jedzenia.
W końcu dostaliśmy posiłek. Spróbowałam gorącej zupy, która jednak nie okazała się być taka zła jak przypuszczałam na początku.
- A więc zdradzisz mi w końcu swoje imię, dziecko? - zapytała staruszka.
- Jestem Katniss.
- Nie pasuje do ciebie. - odrzekła.
- Dlaczego?... - wybałuszyłam oczy ze zdziwienia.
- Za bardzo nietypowe i wymyślne, ja bym nazwała ciebie Rosalia.
- Babciu, ale to nie jest twoja córka... - odezwał się chłopak. Nie wiem czy to mi się tylko zdawało, ale miałam wrażenie, że jego twarz przybrała nagle jakiś posępny wyraz. Czy tak się nazywała jego matka?
- Jak już wszyscy zjecie to pokażcie dziewczynie gdzie może się umyć, bo jest tak brudna jakby spędziła miesiąc na wojnie w okopach.
Poczułam się nieco zażenowana, gdy nagle wszyscy zaczęli się na mnie patrzeć jak na rozbitka.
- Nie jej wina, w końcu przez kilka dni musiała zmagać się z tym lasem i pewnie na własną rękę, bo udało jej się tu dotrzeć samej.
Staruszka zaczęła baczniej mi się przyglądać.
- Naprawdę dotarłaś tutaj sama? Jejku, Katniss, jesteś bardzo odważna! - krzyknęła rozentuzjazmowana Raven wysokim dziecięcym głosem.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do dziecka pokrzepiająco.
- Jak tylko dostanę meldunek to jutro pierwsze co robimy, to zajmujemy się twoim harmonogramem szkoleniowym, nie myśl sobie że przyjechałaś tu na wakacje. - rozkazała kobieta - A... i jak już będziecie na górze to pokażcie dziewczynie sypialnie, przecież nie będzie spała na podłodze. U Raven są dwa łóżka, ale jest też pokój gościnny. No... chyba że wolisz spać z moim wnukiem.
- Babciu...
Jess zasłonił twarz dłonią i zaczął się śmiać.
- Chodź za mną. - powiedział.
Podążyłam za chłopakiem po drewnianych schodach na górę, które trzeszczały tak samo jak te na werandzie. Na górze znajdował się wąski, ale za to długi korytarz, który mieścił cztery pokoje razem z łazienką. Wybrałam sobie pokój gościnny, ten na samym końcu. Potem pokazano mi łazienkę.
Nie wierzę... w tej chwili mój wzrok skoncentrowany był na wannie z normalnym prysznicem.
Najwyższym moim oczekiwaniem co do tego domu był dostatek ciepłej wody w misce, o wannie z prysznicem nie śmiałam nawet pomyśleć.
- No, to tutaj już zostawiam cię samą, chyba wiesz jak wszystko działa. - odezwał się chłopak.
- Właściwie to... nie do końca. - odpowiedziałam ledwie słyszalnym szeptem.
- No nie mów, że w Dwunastce nie ma pryszniców?
Spojrzałam na niego.
- To znaczy... wiedziałem, że jest to jeden z tych biedniejszych dystryktów, ale... nie wiedziałem, że aż tak... - Jess napotkał mój wzrok. W jego oczach dało się zauważyć szczere współczucie.
Kiedy wytłumaczył mi co i jak, pozostawił mnie w samotności, a ja zaczęłam rozkoszować się bieżącą gorącą wodą. Kiedy zmyłam się z siebie cały brud, przebrałam się w czyste ubranie pozostawione dla mnie na grzejniku i poszłam w kierunku swojej sypialni. Dzisiejszy dzień był wykańczający, dlatego udało mi się zasnąć z łatwością.