niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział II

        Poranek był chłodny. Wstałam, ubrałam się, wzięłam łuk i skórzany plecak i wyszłam z domu. Kiedy znalazłam się na drodze, wiejskie psy podbiegły do mnie i mnie przywitały. Zatrzymałam się i pogłaskałam każdego z nich, po czym poszłam dalej wąską drogą. Idąc cały czas prosto znalazłoby się w końcu na targowisku, natomiast na końcu przeciwnej strony ścieżki dotarłoby się do muru. Kwestia piętnastu minut drogi. Wioska przypomina trochę więzienie albo jakiś średniowieczny gród.
        Odbiłam w bok kierując się w stronę lasu. Las znajdował się w zachodniej części Gradheim. Wiedziałam, że skrywa w sobie wiele tajemnic. Znałam jedynie małą część tego wielkiego buszu. 
        Przeskoczyłam przez mur. 
        Zapach lasu działał na mnie kojąco. Szłam pewnym krokiem czując, jak czyste powietrze dostaje się do moich płuc. Zastanawiałam się, czy spotkam tu gdzieś Grenna.
       
                                                              *


        Dopiero pokilku godzinach udało mi się coś upolować. Na prawym ramieniu niosłam królika, na lewym miałam zawieszony łuk. Wychodząc z lasu spakowałam zwierzynę do plecaka. 
        Wczoraj P włożyła mi kartkę do skrzynki, w której napisała, że dzisiaj koniecznie chce się ze mną spotkać. Zaczęłam kierować się w stronę jej domu. Mieszkała daleko od targu. Nie było tam żadnych zwierząt, gdyż jej rodzina zajmowała się krawiectwem. Po jakichś trzydziestu minutach dostrzegłam znajomy widok trzech domków i tartaku znajdującego się obok nich. Jej domem była prosta ceglana chata ze słomianym dachem.  
        Zapukałam i po jakimś czasie drzwi się otworzyły. 
- Hej, szybko przyszłaś. Wejdź. - powiedziała cichym głosem. 
        P to drobna dziewczyna w moim wieku. Czasem przynoszę jej mięso, a ona odwdzięcza się dając mi ubrania, które sama uszyła. Znamy się cztery lata. Nie chodzi do szkoły, uczy się prywatnie. Na targu też jej nigdy nie widuję. Z tego, co zdążyłam zauważyć, jest nieśmiałą osobą i prawie z nikim nie rozmawia... czasami się zastanawiam, czy nie ma przypadkiem fobii społecznej. Mimo to, wydaje się być bardzo miłą i szczerą osobą.
        Na prawdę zszokowało mnie jej nagłe zaproszenie. Weszłam do środka. Biedą nie grzeszyło, ale widać było, że jej rodzina w luksusach też się nie obracała. 
- Usiądź, proszę. - wskazała na krzesło.
        Usiadłam i już miałam się jej spytać o co chodzi, kiedy nagle mi przerwała. 
- Rano był tutaj mój tata. 
Jej tata jest strażnikiem. 
- Powiedział mi, że rano przyjechali tutaj ludzie z Kastargradu...
         Ludzie z Kastargradu? Nigdy nie przyjeżdżają z błahych powodów. Jeśli już się zjawiają, to znaczy że sytuacja jest konkretna.
- Potrzebują nowych rekrutów do pilnowania porządku. - kontynuowała - Większość warowników odeszła, nie wiadomo dlaczego, dlatego teraz domagają się o nabór przynajmniej dziesięciu osób z każdej wioski. Dokładnie za piętnaście minut ma się odbyć ceremonia. Wylosowane osoby odjadą pociągiem do W, gdzie zostaną przydzieleni do rodzin, które mają ich tymczasowo wziąć pod opiekę i wyszkolić. 
        Nie przypadkowo zostaną odesłane właśnie tam. W końcu z W pochodzi najwięcej strażników.  Od zawsze trzymali z Kastargradem...
- Co to ma być? Jakieś cholerne szkolenie w postaci niewolniczej partaniny? - wypaliłam.
- Na to wygląda. - Dopiero teraz P spojrzała mi prosto w oczy. Zazwyczaj gdy z nią rozmawiam, gapi się w ziemię. 
- W takim razie lepiej się pospieszmy.
        Wyszłyśmy na zewnątrz. Po chwili biegłyśmy już w stronę placu.
        Pusta łąka zaczęła powoli zanikać, a na drodze pojawiało się coraz więcej domków. Ludzie wychodzili i rozmawiali ze sobą, widocznie dowiedzieli się już o wszystkim. Niespokojnie szepczące tłumy wlokły się po szarym asfaltowym bruku nadając nieco melancholijnego nastroju. Ich szepty stawały się coraz głośniejsze, przez co nie mogłam zebrać swoich myśli.
        Dotarłyśmy na plac. Na przeciwko nas stali ludzie ubrani w białe mundury. 
- Spójrz w górę. - szepnęła P.
        Na nieboskłonie pojawiły helikoptery. Nagle jeden ze strażników zaczął mówić przez megafon.
- Zapewne wszyscy wiecie, dlaczego tu jesteście. - zaczął strażnik - Potrzebujemy dziesięciu młodych ludzi w wieku, zdolnych do pełnienia ważnej roli, jaką jest egzekwowanie prawa.
        Od razu przeszedł do sedna. 
- Nazwiska zostały już wylosowane, mam je tutaj. - pokazał mały skrawek papieru - Wyczytane osoby staną po mojej lewej, gdzie zostaną oznakowane w postaci czarnych przepasek na rękaw.
       Na twarzach wszystkich mieszkańców malował się niepokój. Mężczyzna przeczesał machinalnie włosy, po czym spojrzał na kartkę. Wstrzymałam oddech.
- Anderson. - padło pierwsze nazwisko.
        Wysoki śniady chłopak o ciemnobrązowych włosach wyszedł na środek. Zauważyłam jak dwóch pozostałych warowników zakłada mu przepaskę. Na jego twarzy pojawiła się mieszanka zaskoczenia, strachu i determinacji. Próbował udawać twardego.
- . -  Niska rudowłosa dziewczyna o jasnej cerze pewnym krokiem przeszła na prawą stronę. Bardzo dobrze potrafiła chować swoje emocje, bo jej twarz zdawała się być kamienna.
- Dawson... Lynwood... - zaczęły padać po kolei nazwiska.
        Czekałam tylko na to, aż to wszystko się skończy. Zacisnęłam pięści. P spojrzała na mnie pokrzepiająco. Wiatr zaczął wiać coraz mocniej, przez co poczułam na twarzy nieprzyjemny chłód.
- Tormen.
Z tłumu wyłonił się chłopak o czarnych jak smoła włosach, który po chwili dołączył do pozostałych. Kiedy zakładano mu opaskę głowę miał schyloną w dół, jednak stał stabilnie. Podniósł głowę. Ostatnie co widziałam, to jego spojrzenie skierowane w moją stronę. Poczułam ucisk w gardle.

                                                              *

        W głowie jeszcze dźwięczało mi ostatnie nazwisko. Głośny uporczywy ton rozchodził się po całej mojej czaszce. Grenn. Dlaczego to musiał być akurat on?
        Przepychałam się wśród tłumu nic nie znaczących dla mnie ludzi. W tej chwili nienawidziłam wszystkiego i wszystkich. Tysiące ślepi wpatrywało się we mnie, a ja nadal biegłam w przeciwną stronę. W moim wnętrzu teraz wirowało tornado niemożliwych w tej chwili do okiełznania emocji. Biegłam cały czas, dopóki nie znalazłam się pod drucianą siatką, przez którą przeszłam. Nawet znalezienie się wśród drzew nie dawało mi spokoju, wręcz przeciwnie, zaczęłam krzyczeć na każdą roślinę którą po drodze napotkałam. Usiadłam na gałęzi pobliskiego dębu. Czułam się tak potwornie, że nawet nie byłam w stanie płakać. Wypełniało mnie teraz dziwne, ale dobrze znane mi uczucie... dlaczego tak jest, że jednego dnia szczęście przepełnia całe twoje ciało, a drugiego cały twój świat legnie w gruzach? Od urodzenia stawiałam sobie ciągle to samo pytanie.
         Dopiero po jakiejś godzinie postanowiłam wrócić do domu. Nie mogłam teraz zrobić nic głupiego, przecież mama się o mnie cały czas martwi. 
         Droga wydawała się znacznie dłuższa niż naprawdę była. Szybko zrobiło się ciemno. Nawet mały łaciaty pies, który często tędy przebiegał teraz stał się nieznośny. W oddali już widać było mój dom, w którym paliły się światła. Przeszłam przez próg drzwi i zaskoczyło mnie to, co zobaczyłam.
        Dwóch mężczyzn ubranych w białe mundury wpatrywało się we mnie. Mama siedziała przy stole ze zrezygnowaną miną.
        Jakby mi było mało niespodzianek, pomyślałam.
- O co... - już miałam zapytać, kiedy jeden z nich mi przerwał.
- Dostaliśmy zlecenie, żeby poinformować cię o zaistniałej sytuacji.
Co to miało znaczyć? 
- Niestety, zaszła pomyłka. Statystyki pokazują, że osoby wylosowane podczas dzisiejszej ceremonii to sześć mężczyzn oraz cztery kobiety. Niedawno dostaliśmy telefon od prezydenta, że mają być one wyrównane.
- I co to ma wspólnego ze mną? - wypaliłam nie zastanawiając się.
- Pojedziesz zamiast Tormena. Spakuj ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, za godzinę odjeżdża pociąg.
Miałam totalny mętlik w głowie. Nie, tego działo się zbyt wiele.
- Radzę ci się pospieszyć. - ponaglił mnie warownik.
        Spojrzałam kątem oka na mamę, jej smutne oczy wpatrywały się we mnie. To napełniło mnie jeszcze większym bólem.
         Nie miałam wyboru, poszłam na górę i zaczęłam się pakować. Włożyłam do torby część moich swetrów i bluzek oraz płaszcz i kilka par spodni. Na wszelki wypadek wzięłam ze sobą starą pamiątkę od Grenna, na wszelki wypadek, gdybym miała już nigdy nie wrócić. Był to wisiorek z naszym zdjęciem w środku. Spojrzałam, pewnie już ostatni raz, na mój pokój i zeszłam na dół. Warownicy czekali na mnie w tym samym miejscu co wcześniej. Teraz czekało mnie najgorsze, czyli pożegnanie się z mamą. Podeszłam do niej. Nic nie powiedziała tylko mnie przytuliła.

                                                                **
     
        Niedługo potem znajdowałam się w pociągu. Przydzielili mi jakiś ciasny pokój z małym oknem. 
- Macie ostatnie dziesięć minut na spotkanie się z bliskimi. - zadudnił metaliczny głos.
         Kolejna dawka bólu. Nie mogą najzwyczajniej w świecie już odjechać?
         Ktoś chyba wszedł do pociągu, bo usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami. Nagle do mojego przedziału wparował Grenn prawie je wyważając. Przez kilka sekund stał i patrzył się na mnie szybko oddychając.
- To ja powinienem pojechać.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, podbiegł do mnie i wziął mnie w ramiona.
- Wrócisz. - powiedział stanowczym tonem.
- Znasz mnie... przecież zawsze znajdę jakiś sposób. - wykrztusiłam z siebie, starając się nie uronić żadnej łzy. Chwilę później jedna kapnęła na jego koszulę. Staliśmy tak przytuleni cały czas. 
        Nieoczekiwanie do pokoju weszli warownicy
- Czas się skończył. - oznajmili krótko.
        Teraz już tylko widziałam jak zabierają Grenna, który próbował im się wyrwać.







9 komentarzy:

  1. Hej :)
    Twój blog zapowiada się bardzo ciekawie.
    Nawet posty są dobrej długości ;)
    Ja także po prostu KOCHAM Igrzyska śmierci.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne :)
    Weny życzę i z niecierpliwością czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne :)

    Zapraszam do siebie :) http://healthy-fit-and-fashion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada się fajnie. Czekam na nowe rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzeczywiście, masz styl podobny do autorki. Nie ujmuję ci jednak punktów za oryginalność. Myślę, że widzimy właśnie początkującą pisarkę ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam całość z zapartym tchem. Naprawdę dobrze piszesz. z niecierpliwością czekam na kolejny post.
    + zapraszam do siebie hello-i-am-yoona.blogspot.com
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zobaczę jak akcja się rozwinie.
    Na razie nieskromnie dodałam się do grupy Zwycięzców po boku strony.
    ~ R.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne :3
    Zapraszam do mnie; www.natchniona-slowami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń